piątek, 30 maja 2008

rozwinięcie

Kiedy o 6 rano w czwartek pisałem tutaj nie myślałem że możne się nie udać, trochę się to zmieniło kiedy o godzinie 7 stanąłem po środku hali głównej dworca warszawa centralna.
minutki kapały a ja coraz bardziej się denerwowałem ponieważ wesoła kompanija się nie pojawiała.
około 7 12 usłyszałem "no tu jest, nie dzwoń! tutaj jest!" i zobaczyłem Głośkę wydzierającą się w stronę Maryś.
Mgr inż oczywiście się nie pojawił...
zaczęło się myślenie czy jechać bez niego, nie jechać, oddać bilety?
Krótki telefon i okazało się że jest w drodze, ale czy zdąży? ostatecznie spotkaliśmy się w drzwiach pociągu... 1 minutę przed planowanym odjazdem...
Wagon rowerowy był pełen ludzi szamoczących się z objuczonymi rowerami, ale po 5 minutach opustoszał i mogliśmy spokojnie powiesić nasze na wolnych hakach. Z miejscami w przedziałach też nie było problemu.
Po ~5 godzinach byliśmy w Suwałkach.
Nasz wagon doczepiony był na końcu składu, nie zmieścił się na krótkim peronie. Rowery trzeba było wyciągać we dwójkę i do tego osoba na zewnątrz pociągu musiała rower trzymać nad głową :)

Pierwsze skróty.
Trasę zaczęliśmy od wizyty w Da Grasso :) potem wyruszyliśmy i po raz pierwszy pomyliłem trasę :P
Pierwsza miejscowość do jakiej dojechaliśmy nie była pierwszą na naszej trasie... pojechaliśmy na skróty przez las.
Potem okazało się że skróty są zwykle najgorszą częścią trasy.

Pierwszy dzień w ogóle upłynął pod znakiem skracania trasy i mylenia szlaków. Niestety te na mapie nie bardzo pokrywały się z tymi w terenie.
Trasa składała się z podjazdów i ze zjazdów, często na nie wjeżdżaliśmy i często wprowadzaliśmy rowery, zdarzało się, że również je sprowadzaliśmy.

Pierwsza gleba.
Na jednym z piaszczystych zjazdów dwójka moich kompanów przeżyła spotkanie 3 stopnia z matką ziemią - wynikiem spotkania było lekko scentrowane przednie koło i obity pośladek... jak bardzo - nie wiem bo nie chciał się pokazać :)
z resztą i koło i pośladek dokuczały właścicielom do końca wyjazdu.
O 17 dotarliśmy do jeziora Hańcza i po krótkich poszukiwaniach zdołaliśmy odnaleźć kemping znajdujący się dokładnie przed nami.
Śmieszne miejsce, prowadzone przez gościa w kolorowym dresiku. Cena za rozbicie namiotu z dostępem do prysznica różniła się od ceny przyczepy 3 złotóweczkami...wybór był prosty.

Poranek był mokry, my prawie wszyscy wyspani, ruszyliśmy koło 11.
no i znowu pomyłka...zamiast w lewo pojechaliśmy w prawo. nie przejmując się zbytnio wyznaczyliśmy nową trasę na skróty :P
droga którą podążaliśmy prowadziła nasypem prawie nie było na niej górek - ku naszej uciesze.
Kiedy po parogodzinnej jeździe dotarliśmy do pierwszych wiaduktów byliśmy prawie pewni, że nie wiemy gdzie jesteśmy. Kontynuowaliśmy jazdę ścieżką wzdłuż płotu okalającego puszczę Romnicką. Długa trawa, która naszym zdaniem powinna być wykoszona na nasz przyjazd, całkowicie przemoczyła nam buty.
Jakie było nasze zdziwienie kiedy szlak nagle zagrodził parkan z tablicą "zakaz wjazdu teren budowy" i kiedy po chwili okazało się że jesteśmy w Stańczykach byliśmy zdziwieni jeszcze bardziej.
Wiadukty robią wrażenie, ale nie takie jak szlak który dojeżdża do jednego ich końca (tablica zakaz wjazdu) omija je dużym łukiem i wdrapuje się po prawie pionowej ścianie dokładnie na drugim ich końcu :O
śmiesznie.

W końcu dotarliśmy - Gołdap - cel naszej dzisiejszej podróży. było przed 17 i postanowiliśmy szukać serwisu dla roweru Magistra P. ten, niestety, okazał się już nieczynny.
Ruszyliśmy, przez spożywczy, w kierunku pola namiotowego, które również było nieczynne, tyle że nie już a jeszcze...
Rozbiliśmy się trochę na dziko a trochę nie na polu namiotowym...
Trochę trwało upewnianie się o słuszności tej decyzji i wybieranie miejsca na namiot i ognisko, oraz zbieranie drewna. Ostatecznie usiedliśmy koło 19.30-20. Po chwili pojawili się imprezowiczo-wędkarze, którzy później poczęstowali nas drewnem na ognisko... Podobno w nocy głośno śpiewali, nie wiem bo ja spałem jak zabity.

Trzeci dzień okazał się najcięższym, prawdziwą próbą charakterów i testem wytrzymałości. kiedy ruszyliśmy z Gołdapi o 14(!) myląc drogę (okłamani przez gówniarzy na rowerach) przeżywając awarię roweru i tonąc w strugach deszczu po 50 km dotarliśmy do Rapy i grobowca-piramidy, ja i Magister mieliśmy szczerze dosyć. Maryś trzymała się najlepiej i poinformowała nas że musimy dojechać przynajmniej do Bań mazurskich, przyjęliśmy że ten okropny dzień może się zakończyć noclegiem właśnie tam. Sama rapa to śmieszne miejsce. Przy piramidzie na parkingu czekało na nas trzech smarkatych (dosłownie) przewodników i po krótkich negocjacjach co do opłaty podpisaliśmy niepisaną umowę z jednym z nich.
Przewodnik trajkotał wyuczone na pamięć formułki z takim zapałem i niesamowitą prędkością, że niestety niewiele z nich zrozumieliśmy. Co chwilę robił pauzę przełykał ślinę z katarem i nabierał oddech :)
Pozwiedzaliśmy chwilkę i ruszyliśmy dalej.
Męska część wycieczki planowała wpaść do rowu i tam zakończyć ten okropny dzień, ale Żeńska cały czas pchała na przód... minęła Banie i zakomunikowała że bierze prysznic w Węgorzewie choćby nie wiem co!
Mi z początku ten pomysł wydał się dziwny... po całym dniu na deszczu marzyłem raczej o rozgrzanym piecu kaflowym i suchych butach ale kto by tam rozumiał kobiety :)
Dojechaliśmy więc dzięki Maryś do celu i znaleźliśmy prysznic.
Był na prawo od naszego pokoju.
Niestety z powodu błędnie podjętej decyzji o użyciu folii zabezpieczającej bluzę do zawinięcia mapy, ta pierwsza przemokła w sakwie a druga pozostała sucha ale nie nadawała się do ogrzania mojego zmarzniętego korpusu.
Przebrani w suche rzeczy (mgr miał folię na stopach i na to mokre buty, ja natomiast dwa tiszerty i za małe klapki) ruszyliśmy do tawerny - z której wyszliśmy po 30 minutach zbyt zmęczeni by imprezować (no 2/3 z nas było zbyt zmęczone).

Rano w suchych butach i innych suchych rzeczach ruszyliśmy do Giżycka. około 1,5 godziny zajęło nam zrobienie 30 km. poszło lekko łatwa trasa równy asfalt i na zjazdach do 45 km/h
Na miejscu kupiliśmy bilety i poszliśmy na obiad.

Na koniec kilkugodzinna męka pociągiem przez Olsztyn i do domu

tyle...

wtorek, 27 maja 2008

uh uh już w domu

jakoś nie mogę się zebrać żeby opisać wycieczkę...

Było super i chyba nikt nie żałuje decyzji o wyjeździe... prawda?




kilka zdjęć - potem może dorzucę coś.

czwartek, 22 maja 2008

W drogę!

Dziś o 7 minut 20 nie wzruszeni prognozą pogody i otaczającą aurą załadujuemy sie do pociągu.
jest 6 i mgr PR nie śpi więc jest dobrze.(Ostatnio chłopaczyna ździebko zaspał...)
Maryś zwarta i gotowa w drodze.

tylko ja siedzą i klepie w klawiar...
Trzymajcie kciuki za nas i za pogodę.

buźka

wtorek, 20 maja 2008

tu dejs is tu long

dwa dni...nie mogę doczekać się już wyjazdu w pracy dostaję już białej gorączki.Maryś ma "nowy" rower już z bagażnikiem :)
dzięki mojemu gjenjalnemu zmysłowi technjcznemu trzyma się znakomicie :P

pomysł z garnkiem wisi na włosku - miało być taniuchno a garnki w tesko drogie...
kto by pomyślał...
może zachacze o kerfura
albo zostanie menażka od babci, ale destrukcja nie wchodzi w grę...
zobaczymy

sobota, 17 maja 2008

Deklaracja zgodności.

Na chwilę obecna wyuszamy w ograniczonym liczebnie squadzie.
Będziemy poruszać się trójkami w celu zmylenia nieprzyjaciela...
Po nerwowym wczorajszym dniu udało się ustalic że Maryś, Mgr Inż P.R. i ja ruszamy o 7.20 w czwartek.
No a teraz zostało trochę czasu na skompletowanie stuffu i device-ów do rowerów.

Tyle na teraz
ide rysować klimatyzatory i zmieniac kierownice w rowerach.

piątek, 16 maja 2008

cd..

Witajcie!właśnie zbliża się koniec czwartku i pora abyśmy zadeklarowali co-niecoJutro piątek, mam nadzieję że spotkamy sie po pracy ~17.30 w centrum albo gdzieś po drodzei dogadamy szczegóły (co do samego spotkania to też dogadamy jutro :P )Jak moze zauważyliście wycieczka odbędzie się za tydzień - co oznacza że trzeba zakupić bilety pkp i ubezpieczenie póki jeszcze są bilety i ubezpieczenie przy okazji :)a propos ubezpieczenia to będę miał inną ofertę jutro koło 11 więc albo zamieszczę info na blogu (dle niecierpliwych) albo powiem na meetingu.

w związku z tym że to blog to się pochwalę że zajedwabiście szybko kupiony przezemnie bagażnik okazał sie nie pasować do mojego roweru, a sakwa jest mniejsza niż mi się wydawało.Bagażnik juz przerabiam (finał jutro w pracy) a sakwa zostanie taka jak jest :)

rower wygląda z tym jak kupa...no nic ma jeździć a nie wyglądać... :(

czwartek, 15 maja 2008

Będzie(sz) nastepny!

Jeżeli ten wyjazd dojdzie do skutku i sie na nim nie zabiję to z całą pewnością zorganizuję kolejny.
Z nowości:
* byłem dziś pytać o ubezpieczenie - po drodze miałem tylko Hestię - NNW do 10 tyś.zł dla minimum 5 osób na maximum 7 dni wychodzi 10zł/osoba.dowiadywałem sie przy okazji o OC - takie wyjazdowe...na wszeli wypadek... 15 dniowe wychodzi 12zł/osoba ale to tylko dla chętnych :) w planach na jutro mam odwiedziny u innego ubezpieczyciela.
* w empiq przeglądałem mapy okolic i chorobka nie ma 1 z tym obszarem, chyba będę zmuszony zakupić kilka. traca wiedzie z suwalszczyzny do mazurszczyzny (która to na mapach zaczyna sie tuż nad węgorzewem- co nas nie urządza)
może wiecie gdzie sprzedają mapy porządne? i było by nieźle gdyby jeszcze tanio :P

Dowiedziałem sie że Paulina, Maciej, Marcin oraz Marcin nie dołączą
- może następnym razem...

środa, 14 maja 2008

pociąg do roweru :P

Po rozmowie z Przemkiem dowiedziałem się jaeszcze jednej rewelacji - ełk nie miał zmniejszyć kosztów przejazdu a jedynie spowodować brak konieczności prtzesiadkiw białymstoku...
szkoda że Pkp na 25 maja nie planuje bezpośrednich pociągów :(

Jak coś znajdziecie to dajcie znać.

Planuję spotkanie informacyjno-porzątkowe na koniec tego tygodnia (może piątek wieczorem...)Fajnie gdybyście się zdeklarowali do tego czasu.

wtorek, 13 maja 2008

Rozważań ciąg dalszy...

Sprawdzałem dokładniej... Ełk zmniejsza cenę biletu z 49 na 48 złSkraca się trochę czas przejazdu: z 7h50min na 6h10minPołączenie jest z przesiadką w Białymstoku.koszty 250-300 zł to Z PRZEJAZDEMWedług linku na mapę google to jest jeszcze bliżej, ale trasa wyliczona jest dla przejazdu samochodem.Cała zabawa polega na tym, że staramy się unikać tras samochodowych...tak?

A może na rowerby?

Pojechałbym na wycieczkę...Nie taką jak zwykle.Nie taką zwyczajną.Na taką która marzy mi się od dawna.Rower, długa trasa, wieczory przy ognisku, nocowanie pod namiotem.Daleko od warszawy, zgiełku i od tego całego pośpiechu.Na Boże Ciało zrobił się długi weekend (od 22 do 25 maya) znakomity termin na wypad za miasto.Wygooglowałem trasę z Suwałk do Giżycka, opisywaną przez Krzyśka...spodobał mi się zarówno opis jak i kilka fotografii jakie zamieścił.Trasa liczy około 200 km... choć google twierdzi że zaledwie 180...wiedzie przez pagórkowate rejony północnych mazur, więc nie zapowiada się łatwo.
Na stronie Krzyśka macie z resztą dokładny opis.
A tu mniejwięcej trasę w googlemapsPrzewidywany koszt (nie licząc ew. uzupełniania niedoborów sprzętowych) to ok 250-300 złi to raczej na wyrost podanybilet pkp do Suwałk 50 złi z Giżycka do Wwy 50 złJest jeszcze opcja wydłużenia trasy - do Ełkuw celu obniżenia ceny biletu powrotnego.... ale to jest uzależnione od naszej kondycji, pogody i jeszcze pewnie paru zmiennych.Liczę że podłapiecie ten pomysł. starsznie późno się zrobiło....
Piotrek